poniedziałek, 29 listopada 2010

sobota, 13 listopada 2010

Dwa dni w Marrakech'u 3, Jamaâ El Fna




Uśmiałem się ;D
Oto wskazówki z Wikipedii odnośnie bezpieczeństwa w Marakeszu :
"... Jeżeli to możliwe należy unikać rozmów z przyopadkowo spotkanymi mieszkańcami, oprócz pracowników hoteli, restauracji czy policji.
Powinno sie unikać wszelakiego rodzaju okazjonalnie napotkanych przewodników, mogą próbowac wjakiś sposób nieświadomego turystę wykorzystać.
Nie bardo jest możliwe aby się zachowywać elegancko w stosunku do zaczepiajacych mieszkańców. Turysta aby się nie stał łupem oszustów musi albo ignorowac zaczepki, albo być bardzo asertywnym, a nawet czasami agresywnym. Czasami kończy sie to przeklnaniem na pozegnanie. Trudno, należy, nie wdając sie w dalsze dyskusje odejść.....  "


piątek, 5 listopada 2010

Dwa dni w Marrakech'u 1


No więc dotarliśmy do Marrakeszu. Pociąg się spóźnił dzięki czemu mieliśmy okazję zobaczyć jak wyglądają nocną  puste ulice Mediny. O poranku podziwialiśmy już te same widoki, lecz przepełnione ludźmi. Takiej ilości bodźców atakujących zewsząd nigdzie nie czułem. Tłok, ocierający się ludzie, kakofonia dźwięków, zapachów......  idealna miejsce dla ludzi dokumentujących ... cokolwiek ;) Na pierwszy rzut oka - chaos, ale w miarę gdy organizm zaczął się do niego przyzwyczajać , dało się już wyławiać  "smaczki ulicy" ;) 






W Marrakeszu spędziliśmy zaledwie dwa pełne dni, chyba że policzę dzień trzeci, który jak to określił przed chwilą jeden z moich współtowarzyszy - Kamil - "dzień trzeci był ucieczką stamtąd" ;D. 

Ja chcę tam wrócić !!! ;P

Pomimo tak krótkiego czasu tam spędzonego jestem przerażony ilością rawów do wywołania, tak więc przez najbliższe dziesięciolecia będę was zamęczał zdjęciami stamtąd, a tytuły postów różnić się od siebie będą tylko numerkiem ;) 

czwartek, 4 listopada 2010

Stacja Kenitra

Nie było moim zamiarem, aby ten blog stał się swoistym dziennikiem podróży. Ale chwilowo jest to chyba nieuniknione.

Z Tangeru nie kursowały żadne pociągi w kierunku Marrakeszu, spowodowane było to, jak już wcześniej wspominałem, podmyciem torów przez ulewne deszcze. A więc pierwszą część drogi odbyliśmy autobusem. Autobusem, w którym oczywiście zapachem przewodnim była woń lekko przetrawionego pokarmu ;)

Dotarliśmy do Kenitry. Nie chciało nam się czekać pół nocy , na pociąg tzw. lepszych linii, zwłaszcza gdy okazało się, że za dwie godziny odjeżdża inny. I dzięki temu poznaliśmy kolejny zwyczaj podróżujących Marokańczyków - słuchanie muzyki z komórki. Stojąc w zatłoczonym korytarzu nad głową roztaczały się monofoniczne dźwięki oryginalnych, berberskich produkcji muzycznych przyprawionych disco - bitem. Zauważyliśmy również , że lokalsi uwielbiają włoskie romantyczne piosenki. Kolejowi didżeje prowadzą między sobą bitwę - wygrywa ten, którego komórka charczy najgłośniej. Przegrany bynajmniej nie schodzi z pola bitwy ze spuszczoną głową.






I tak oto w kakofonii arabskiego bitu, Erosa Ramazotti i padających na pysk baterii spędziliśmy chyba 6 albo 7 godzin.

Następny przystanek Marrakech !


środa, 3 listopada 2010

Tanger 9 Taxi Driver

Jegomościa spotkałem po drodze na dworzec, jest to zarazem ostatni strzał z Tangeru w tej serii, ale jeszcze tu wrócimy ;)